Troszkę straszy tekst z mojego małego dorobku literackiego

Starsi Froumowicze powinni pamiętać moje poprzednie próby literackie.
”Śmierć hrabiny von Dressen”
Co się dzieje? Jeszcze nie pora wstawać. Kto tak wrzeszczy? Muszę to sprawdzić.
Bardzo niechętnie wyszłam spod cieplutkiej kołdry, przemyłam twarz zimną wodą i założyłam szary strój pokojówki.
Kotary w całym domu byłe jeszcze pozaciągane, a korytarze spowijała ciemność. Rozpoznałam głosy hrabiego i doktora. Oprócz nich wszyscy spali. Uważnie stawiałam stopy na skrzypiących schodach. Zanim doszłam do pokoju hrabiego, usłyszałam słowa doktora Meiricha
- To było morderstwo. Ktoś ją udusił.
Przełknęłam ślinę. Morderstwo w tym domu!? Hrabia Ludenburg tego nie przeżyje. Według niego takie incydenty przestały mieć miejsce po pokonaniu Francuzów w 1871. Muszę tam wejść.
Na łożu w sypialni państwa von Dressen leżała martwa hrabina Margaret. Miała siną twarz i szeroko otwarte oczy, a na jej ustach zamarł krzyk.
W oknie trzymając się za głowę stał hrabia Wolfgang, a na brzegu łóżka siedział doktor Meirich.
Gruby dywan pokryty był błotem. Spojrzałam na nogi hrabiego, miał na sobie swoje domowe półbuty, były czyste. Doktor był bez butów, na koszulę nocną miał narzuconą tweedową marynarkę.
W końcu hrabia odwrócił się i zauważył mnie.
- Na co czekasz?! – krzyknął od razu. – Zadzwoń po inspektora. I idź do starego Ludenburga, żeby mi tu czasem nie dostał apopleksji jak się dowie o śmierci córki, z twoich ust przełknie wszystko. I doprowadź mi się do porządku!
Skierowałam swoje kroki na dół. Słyszałam jeszcze, że hrabia budzi wszystkich gości. Porozsuwałam kotary w salonie. Słońce było jeszcze bardzo nisko, pierwsze leniwe promienie zaczęły wpadać do pokoju przez duże okna. Nad kominkiem wisiał portret hrabiny von Dressen. Patrząc na niego poczułam się nieswojo, jeszcze chwilę temu przyglądałam się jej martwemu ciału…
Hrabina Margaret była piękną kobietą i bardzo dumną. Zawsze podkreślała swoje pokrewieństwo z rodziną cesarską i nie zadawała się z byle kim. Prawie nigdy nie wchodziła do kuchni, przebywanie w towarzystwie służby uważała za niegodne kobiety z jej pozycją.
Jej długie, hiacyntowe loki zawsze były starannie upięte, wąskie usta skrywały perłowe zęby, a duże niebieskie oczy pełne były iskier.
Zawsze była elegancko ubrana. Jej suknie pochodziły od najlepszych krawców. Miała też pełno drogich perfum.
Często krzyczała. Denerwowała się o wszystko. Ostatnio najwięcej wrzasków było o małżeństwo panienki Sofi. Błagała ona matkę, żeby nie kazał jej wychodzić za Heinricha, ale hrabina była nieugięta. Jak zawsze. To ona rządziła w tym domu, wszystkiego decyzje należały do niej, wszystko musiało być po jej myśli.
Dopiero po pół godzinie udało mi się dodzwonić do inspektora Mechlera. Powiedział, że przyjedzie jak najszybciej.
Poszłam z powrotem do siebie. Uczesałam starannie włosy, poprawiłam ubranie i założyłam fartuszek.
Postanowiłam obudzić gospodynię. Kiedy stara Helga usłyszała o śmierci hrabiny, powiedziała, że nie wyjdzie ze swojego pokoju dopóki nie znajdą mordercy. Przez nią Hilda zaczęła panikować, nakryła sobie głowę kołdrą i rozryczała się. Głupia starucha i niewyrośnięta dziewka. Są siebie warte. Teraz cały dom jest na mojej głowie.
Poszłam do hrabiego powiedzieć, że inspektor przyjedzie. Ten zgred nigdy mnie nie lubił. Byłam dla niego zbyt wygadana jak na pokojówkę. Na szczęcie dopóki żyje stary Ludenburg, on nie ma w tym domu nic do gadania. Ojciec Margaret, mimo że prawie nie opuszcza swojej sypialni i gabinetu, trzyma jeszcze wszystko żelazną ręką.
Żona doktora Meiricha wyszła z pokoju i skierowała swoje kroki do pokoju hrabiny. Kiedy tylko zobaczyła, co się stało, natychmiast zbladła. Mąż podał jej ramię.
- On to zrobił… ale on nie miał butów… - zemdlała.
Doktor Meirich zaniósł żonę do sypialni i ułożył ja na łóżku. Ocucił ją, uspokoił, a potem podał jej jakąś tabletkę. Zasnęła. Nikt nie zwracał uwagi na słowa Petry. One jednak musiały coś znaczyć. Buty… buty… Czy cała sprawa morderstwa będzie się kręciła wokół butów?
Baronowa Hinterberg również doznała lekkiego wstrząsu na wiadomość o morderstwie i oznajmiła mi, że nie będzie opuszczać na razie łóżka. Kazała sobie przynieść śniadanie.
Weszłam do pokoju hrabiego Ludenburga.
- No i co Kati? – zapytał. Nie spał już, więc pewnie wiedział, co się stało. – Ten pajac drze się jak zarzynane prosie. Obudził mnie. W moim wieku to niezdrowe wstawać tak wcześnie. Margaret nie żyje, prawda?
- Tak panie hrabio. Została uduszona.
- A ten pajac sieje panikę w całym domu. Od 1871 był tutaj spokój i tak na pozostać. To porządny dom. Teraz droga Kati przyniesiesz mi kawę – już chciałam powiedzieć, że mu nie wolno, ale mnie ubiegł. – Cicho, cicho, dzisiaj wszystko mi wolno, a potem opowiesz mi co się stało.
W wojnie francusko – pruskiej hrabia był dwukrotnie ranny, potem ze zwycięskimi wojskami wkraczał do Paryża, a na koniec został odznaczony przez samego cesarza. Dla niego w ’71 świat stał się rajem na ziemi i tak już miało pozostać.
Ze stoickim spokojem przyjął moją relację na temat porannych wydarzeń, a potem kazał mi iść pilnować inspektora.
Baron Hinterberg, hrabia von Dressen i doktor Meirich razem z dwoma funkcjonariuszami udali się na poszukiwania naszego koniuszego Stefana. Po krótkiej rozmowie z inspektorem doszli bowiem do wniosku, że tylko on mógł wejść w zabłoconych butach do sypialni i że na pewno będzie on miał cos ciekawego do powiedzenia w tej sprawie. Niestety przepadł jak kamień w wodę.
- Czy jest w tym domu ktoś z kim mógłbym porozmawiać? – zapytał inspektor, kiedy wprowadziłam go do salonu.
- Ja jestem – odpowiedziałam, a on obdarzył mnie pogardliwym spojrzeniem. Najwidoczniej służba nie była godna nawet jego słów. Już ja mu pokażę.
- Czyli kto? – zapytał bardzo nieuprzejmie.
- Kati Gross, pokojówka.
- To przynieś mi herbaty jak już jesteś.
Kiedy pojawiłam się znowu w salonie inspektor z ogromną niechęcią postanowił mnie przesłuchać, uznał to jednak raczej za wstęp do rozmowy z domownikami, niż za sposób pozyskania istotnych informacji. Do takowych bowiem na pewno nie należał opis domowników.
Aktualnie oprócz państwa von Dressen, ich córki Sofi i hrabiego Ludenburga, przebywał tutaj kuzyn pana Wolfganga, doktor Reinhard Meirich z żoną Petrą, baron Georg Hinterberg z żoną i synem oraz pięć osób służby, dwie pokojówki, gospodyni, zarządca i koniuszy.
- Pojutrze miały się odbyć uroczyste zaręczyny syna barona Hinterberga z panienką Sofią – odpowiedziałam na następne pytanie. – Goście mieli przybyć dopiero jutro.
- Taak… Więc cały dom jest teraz na głowie jednaj pokojówki – mówił sam do siebie, przechadzając się po pokoju i spoglądając na obrazy. – Zaręczyny zapewne zostaną odłożone i ktoś na pewno na tym straci. Kto dziedziczy po hrabinie? – zapytał, jednak szybko się rozmyślił. – Zresztą, co ty możesz wiedzieć na takie tematy.
- Całkiem sporo – rzuciłam z błyskiem satysfakcji w oku. – Wszystko przypada panience Sofi, pan hrabia nic na tym nie zyskuje.
- Proszę, proszę nie dość, że pyskata, to jeszcze wścibska. Idź już.
Z przyjemnością opuściłam pana inspektora i udałam się do kuchni. Udało mi się wreszcie zjeść śniadanie. Niestety próby przekonania Helgi, że jednak powinna wyjść ze swojego pokoju i zająć się gotowaniem obiadu zakończyły się niczym. Musiałam się za to zabrać sama.
Udało mi się pozapalać we wszystkich piecach, nastawić zupę i gulasz, a nawet pożegnać pana inspektora, który już przesłuchał wszystkich, których mógł. Ciało hrabiny zostało zabrane, oficjalnie potwierdzono śmierć przez uduszenie, a koniuszy stał się głównym podejrzanym. Nie znaleziono go do tej pory.
Kiedy mniej więcej wszystko postawiłam na nogi, mogłam się przez chwilę zastanowić nad tym wszystkim, co się tutaj stało. Usiadłam w salonie z filiżanką herbaty. Hrabia von Dressen pojechał na przejażdżkę konną, żeby się uspokoić po wydarzeniach całego dnia, hrabiny już nie ma, więc nikt nie będzie na mnie wrzeszczał, za to, co robię.
Mordercą musiał być ktoś z domowników i to raczej nie koniuszy. Wbrew przekonaniu całej arystokracji, nawet taki koniuszy nie jest na tyle głupi, żeby się podpisać pod zbrodnią, zostawiając na miejscu morderstwa ślady błota z buciorów. Nie dziwię mu się, że się ukrył.
Poza tym dlaczego w sypialni nie było hrabiego? Czyżby miał z tym wszystkim coś wspólnego? Na śmierci hrabiny nic on nie zyskuje. Nie miał celu w jej zamordowaniu. No chyba oprócz świętego spokoju. Teraz wszyscy będziemy go mieć. Jednak to nie wyjaśnia, gdzie się podziewał o świcie?
Baron Hinterberg i doktor Meirich tym bardziej nie mieli żadnego powodu, żeby chcieć śmierci hrabiny. Bo oczywiście to musiał zrobić mężczyzna. Hrabina była nie tylko piękna, ale tez silna, poza tym… Słowa Petry, ona powiedziała „on”. Ale kto?
Postanowiłam zanieść gościom obiad. Nikt na pewno nie zejdzie do jadalni.
W całym domu panowała cisza. Była jakoś tak strasznie. Zawsze krzątała się tutaj hrabina i robiła dużo krzyku o nic, a teraz nie szczekają nawet psy. Czyżby wszyscy pozasypiali? Morderca cały czas tu jest, może znowu…
Nie mogę myśleć o takich rzeczach, już nikt nie umrze.
Postanowiłam zanieść wszystkim obiad
- Do cholery, Kati, mówiłem, że masz nie gotować żadnego obiadu! Nie jesteś tu kucharką, poza tym dobre wychowanie wymaga, aby w takiej sytuacji goście nic nie jedli. - usłyszałam od hrabiego Ludenburga.
- Ojej! – rzuciłam zirytowana. – Kazał mi pan pilnować, co robią goście. Przecież nie będę ich przez ścianę podsłuchiwać. Najlepszym sposobem było podanie im czegoś do jedzenia.
- Dowiedziałaś się czegoś przynajmniej?
- Całkiem przypadkiem usłyszałam kłótnię baronostwa. Baronowa chce wyjechać stąd jak najszybciej. Mówiła, że nic ich już tutaj nie trzyma, ze teraz nie mają już żadnych zobowiązań.
- Czyli, że zaręczyn nie będzie. Nie chciał ich nikt oprócz Margaret. Sofi się ucieszy, baron także. Je chyba też... – zamyślił się, a ja pozbierałam naczynia z obiadu i wyszłam.
Petra jeszcze spała, ale doktor Meirich powiedział, że mogę ją obudzić. Pomyślałam, że mogłybyśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło. Ona była bardzo miłą i skromną kobietą i kontaktów ze służba nie uznawała za żadną ujmę. Kiedy tutaj przyjeżdżała wolała rozmawiać ze mną, niż z hrabiną. Zresztą każdy wolał unikać hrabiny.
Petra nie odpowiadała, więc potrząsnęłam nią delikatnie. Nadal nie reagowała, więc spróbowałam jeszcze raz. Nic. Starałam się nie myśleć. Spokojnie zawołałam doktora. Poszedł do żony, a mi kazał czekać za drzwiami.
- Nie!!! Dlaczego ona?! – doktor wybiegł z pokoju, był wściekły i zrozpaczony. – Ktokolwiek to zrobił, zapłaci mi za to!
Zobaczyłam ciało Petry leżące na łóżku. Nie mogłam uwierzyć, ze to dzieje się naprawdę. Hrabiny nikt nie będzie żałował, ale doktorowa była aniołem, nie kobietą.
Nie trudno było się domyśleć, że doktor Meirich dzwoni do inspektora. Był zdenerwowany, krzyczał tak, ze było go słychać w całym domu.
Zeszłam do kuchni i próbowałam udawać, że wcale się nie trzęsę, że się nie boję i że nie chce mi się płakać. Dlaczego Petra!? Przypomniały mi się słowa, które wypowiedziała rano. Nie zdążyła nikomu powiedzieć o co chodziło i kogo widziała. Bo ona przecież widziała mordercę! Zabił ją... Człowiek bez butów zamordował Petrę.
Inspektor Mechler już nie był tak pewny siebie jak rano. Nawet na mnie patrzył odrobinę przychylniejszym okiem. Nie trudno się było domyślić, ze wiadomość o zamordowaniu hrabiny rozeszła się już po całej okolicy. Nie codziennie zdarza się taka sensacja. Inspektor musi teraz działać szybko i skutecznie, jeżeli nie chce zaszkodzić swojej karierze.
- Nie opuszczę tego domu, dopóki nie znajdę mordercy – rzucił złowieszczo przekraczając próg kuchni. – Może byś mi tak pomogła?
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Czyżby wspaniały pan inspektor nie mógł sobie poradzić z tak prosta sprawą? Zastanówmy się. Materialny zyski z tej śmierci odnosi tylko panienka Sofi. Wynika z tego, że teraz baronostwo powinno za wszelką cenę dążyć do zaręczyn, bo posag panienki urósł do bardzo znacznych rozmiarów, więc pośrednio oni też mogliby odnieść z tego korzyść.
Dlaczego jest inaczej? Baronowa chce stąd jak najszybciej wyjechać i ani myśli, żeby doprowadzić zaręczyny do skutku. Dla mnie jest to co najmniej nie zrozumiałe.
Hrabia von Dressen materialnych korzyści nie odnosi żadnych. Co najwyżej psychiczne. Może się zakochał i chce się drugi raz ożenić? To mogłoby ewentualnie posłużyć za motyw.
Kto jeszcze... Nikt. Nikt na tym wszystkim nie zyskuje! To morderstwo było pozbawione sensu!
Jak już inspektor się zrobił tak miły, to powiedziałam mu wszystko, co wiedziałam i czego się domyślałam. W zamian i to tylko przez przypadek dowiedziałam się, że ktoś podał Petrze śmiertelną dawkę środka uspokajającego. Tym kimś miał być najprawdopodobniej doktor Meirich.
Moje zapewnienia o ich miłości nie pomogły. Inspektor nie dał się przekonać. Był pewien, że znalazł mordercę. Nie mogłam nic poradzić. Jedyną nadzieję był fakt, ze potrzebował on jeszcze niezbitych dowodów i to powstrzymywało go przed działaniem.
Hrabia von Dressen pozwolił mu robić wszystko, co tylko będzie uważał za stosowne, więc teraz inspektor krzątał się po całym dworze, zaglądał we wszystkie kąty i pytał wszystkich o wszystko nie zważając na dworską etykietę.
Nikt z obecnych w tym domu nie ryzykowałby własnej pozycji z błahych powodów. Doktor Meirich jest znanym w całej Europie specjalistą od chorób serca, baron Hintenberg jest bliskim współpracownikiem cesarza, hrabia von Dressen... on nie ma nic oprócz pozycji i nazwiska.
Śmierć Petry jednoznacznie kieruje winę na doktora, ale to wszystko jest zbyt logiczne i zbyt oczywiste, żeby mogło być prawdą. Gdyby widziała swojego męża mordującego hrabinę… Nie no, to jest zupełnie bez sensu. Ona nie mogła widzieć doktora, to raz, a dwa, on by jej nigdy nie zabił. Kochał ją. Byli jednym z niewielu małżeństw, które zostało zawarte nie dla posagu, ale ze względu na uczucie. Ktoś kto to zepsuł, gorzko za to zapłaci.
Moje rozmyślanie zostały przerwane przy jednego z ludzi inspektora. Młody, umundurowany chłopak nieśmiało wszedł do kuchni.
- Przepraszam bardzo, czy mógłbym prosić o szklankę wody?
- Słucham?
- No, wody... Inspektor Mechler nie pozwala nam opuścić tego miejsca. Nie wiem jak długo będziemy musieli tutaj jeszcze siedzieć.
- A może być herbata? – zapytałam uśmiechając się przyjaźnie.
Ciekawe czy przysłał go inspektor, żeby się jeszcze czegoś dowiedział, czy rzeczywiście jest po prostu spragniony. Zresztą ja już powiedziałam, wszystko, co wiedziałam.
Może tym razem to ja się czegoś dowiem. On wygląda na miłego człowieka, jest wyraźnie zmęczony i chyba nie będzie miał oporów przed wyjawieniem kilku szczegółów. Może, żeby go jeszcze bardziej do tego zachęcić to dam mu obiad?
Martin wyraźnie nie chciał sprawiać żadnych kłopotów, ale co mi tam. Dzięki temu z czystej wdzięczności powiedział, że inspektor jest przekonany o winie doktora, bo tylko on miał dostęp do swojej torby lekarskiej i mógł bez żadnych podejrzeń podać Petrze zbyt dużą dawkę leku, zwłaszcza po tym, jak rano zasłabła. Teraz szukał tylko niezbitego dowodu, ale jeszcze dokładnie nie wiedział jakiego.
Niby mogło to być prawdą, ale ja w to nie wierzyłam. W końcu w przeciwieństwie do inspektora znałam tych ludzi i co nieco o nich wiedziałam.
Ciekawe co się dzieje ze Stefanem. Pewnie, kiedy zauważył całe to zamieszanie i policję, to się gdzieś ukrył. Wynika z tego, ze musiał być w pokoju hrabiny i to jego ślady było widać na dywanie. Tylko czego on tam chciał? Raczej niemożliwe jest, żeby ktoś mu zapłacił za zabicie hrabiny. Nigdy by się na to nie zgodził.
Coś się widocznie stało z końmi. Hrabi von Dressen sprowadził dla siebie najlepsze konie w całej Europie. To jego pasja. Mógłby z nimi spędzać całe dnie.
Dlaczego tak trudno jest się czegokolwiek dowiedzieć?!
- Panie inspektorze! – czyjś podniesiony głos dotarł z holu.
Martin poderwał się na równe nogi i wybiegł jak poparzony. Poszłam za nim. W salonie stał policjant trzymający skutego i wyraźnie niezadowolonego Michaela.
- Znasz go? – zapytał inspektor.
Oczywiście, że go znam. To pierwsza, wielka i prawdziwa miłość Sofi, która dzięki interwencji hrabiny została zakończona tragicznie i natychmiastowo. Nie przeszkodziło to jednak panience spotykać się nadal ze swoim ukochanym, w czym ja jej odrobinę pomagałam...
- To panicz von Richthofen.
- Przeszukiwaliśmy park i okoliczny las. Ukrywał się tam, a kiedy nas zobaczył zaczął uciekać – wyjaśnił funkcjonariusz.
Michael chyba nie miał ochoty na spotkanie z policją i nie trudno było się domyślić, że wywiązała się mała bójka. Dlaczego on ukrywał się w lesie i dlaczego był ubrany jak wieśniak!? Sofi będzie się musiał gęsto z tego tłumaczyć.
Śmierć matki na pewno nie była dla niej tragedią, ale pewnie też się z niej nie cieszyła. Nie wiedziała jeszcze, ze baronostwo zrezygnowali z zaręczyn. Teraz była przybita i zrezygnowana. Zauważyłam, ze płakała, ale to chyba przez te wszystkie wydarzenia ostatnich dni razem wzięte. Bardzo bolała ją to, ze nie może sprzeciwić się matce, że musi się podporządkować.
- Panienko, policja złapała panicza Michaela. Chyba powinna panienka z nimi porozmawiać i to wyjaśnić.
- Co takiego!? I przestań z tą panienką, przecież matka już tego nie usłyszy. Jak to złapali?!
- Sofi, on ukrywał się w lesie, inspektor będzie go podejrzewał. O co tutaj chodzi? – zawiesiłam na niej swój wzrok.
- My.. to znaczy ja... chciałam z nim uciec… Ja nie wyjdę za Heinricha! – rozpłakała i ukryła twarz w poduszkach.
- Nie będziesz musiała – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej. – Chodź i porozmawiaj z inspektorem, bo Michael ma chyba teraz duże kłopoty.
Pięknie. Problemy zamiast się rozwiązywać, to się rozmnażają. Dlaczego to wszystko się dzieje w jednym czasie?! Śmierć hrabiny, potem Petry, a teraz ucieczka Sofi. To już będzie prawdziwy skandal. Mam nadzieję, ze inspektor nie zrobi z tego użytku.
Ciekawe, jak na to wszystko zareaguje hrabia Ludenburg.
- Przynieś mi koniaku – rzucił, jak tylko skończyłam opowiadać.
- Nie wolno panu.
- Dziewczyno ty nie jesteś od tego, żeby mi mówić, co mi wolno. Nie po to odprawiłem pielęgniarkę. Rób, co ci mówię.
Wzruszyłam ramionami i poszłam po koniak. Akurat w tym czasie przyszedł goniec z poczty i przyniósł list dla barona.
- Pokaż mi, co tam masz? – powiedział wskazując na kopertę.
- Ależ, panie hrabio... – zaczęłam zmieszana, to wszystko trochę mnie już przerosło.
- Kati, mogę robić, co mi się podoba, jestem panem tego domu, dzisiaj ktoś zamordował moją córkę i mojego gościa, a moja wnuczka chciała popełnić największa głupotę w swoim życiu! To chyba wystarczy, żeby mnie usprawiedliwić.
Bez słowa podałam mu list.
- Posen... ciekawe jakie interesy załatwia tam baron Hinterberg... Otwórz to i przynieś mi, tylko delikatnie.
Niestety ja nic z tego listu nie zrozumiałam. Musił on dotyczyć jakiś bardzo istotnych spraw, skoro ktoś zadał sobie trud zaszyfrowania go. Całą ta sytuacja zdecydowanie mnie już przerosła.
- Zanieś to baronowi. Poproś do mnie Sofi, muszę się z nią rozmówić, a potem inspektora. Biegiem Kati, biegiem!
Tak to wszystko biegiem załatwiłam, że po godzinie Baron został odwieziony policyjną karetką do aresztu. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się stało. Czyżby ten list wyjaśniał wszystko!?
W tym czasie policja odnalazła wreszcie Stefana. Ukrywał się u jednej kobiety we wsi. Okazało się, że ktoś o świcie wypuścił wszystkie konie ze stajni i on nie mógł sobie sam z tym poradzić, poza tym jedna klacz zapędziła się w nieużytki i skaleczyła sobie bok. Było wszystkim wiadomo, że gdyby tylko coś się działo złego w stajni hrabia ma być obudzony nawet o północy. Stefan zrobił, co do niego należało, ale potem przyjechała policja i wolał to bezpiecznie przeczekać.
Te informacje dostarczone mi przez Martina to było jednak nic w porównaniu z tym, ze baron został oskarżony o podwójne morderstwo. Po przeczytaniu tego nieszczęsnego listu hrabia Ludenburg doszedł do wniosku, ze baron współpracował z poznańską inteligencją planującą powstanie. Był pewien, że hrabina Margaret wiedziała o działalności barona i go tym szantażowała. Inaczej nie byłby nawet mowy o zaręczynach oraz zamku nad Unstrutą, ziemi i klejnotach, które miały przypaść młodej parze. Posag Sofi w porównaniu z tym, co miał wnieść do małżeństwa Heinrich był prawie niczym. Baronostwo nie mając naprawdę solidnego powodu nie zgodziliby się na taki ożenek.
Inspektor nie mając dowodów musiał doprowadzić do tego, żeby baron sam się przyznał do winy. Powiedział mu, że w Poznaniu odkryto spisek, który miał na celu doprowadzenie do powstania. Aresztowani przywódcy wyjawili udział Georga Hinterberga. Baron uwierzył, ale pogrążył go jego własny syn. Heinrich nie chciał małżeństwa z Sofi i rozumiejąc w końcu, że ojciec go do niego zmuszał, żeby chronić własne interesy, dał upust swojej złości. Wywiązała się między nimi ostra kłótnia i baron pod wpływem złości stracił panowanie nad sobą i przyznał się do morderstwa.
Była późna noc, kiedy cały dom zasnął wreszcie spokojnie. Gęsta ciemność spowiła wszystko i sprawiło, że na domowników spłynęło ukojnie po tym koszmarnym dniu.
Dużo później wyszło na jaw, ze baron miał dość poważne problemy finansowe, a przebywając w Poznaniu natrafił na ślad tajnej organizacji, która broniąc się przed ujawnieniem i represjami pozyskała go do własnych interesów.