Kwasiapa, ja Cię mogę spakować, bo to mi idzie śpiewająco

ale nie będę tego potem nosić

nie w sensie że spakuję pół domu i będzie to ważyło tonę, tylko że nienawidzę dźwigać tobołów. Nawet jak z K. wyjeżdżamy razem na parę dni i walizka jest jedna nieduża + kosz spożywczo-alkoholowy + plecak z laptopem + moja torebka, i należy to znieść z 2 piętra do garażu w bloku (mieszkamy w garażowcu i garaż jest centralnie pod naszą kuchnią i sypialnią), to i tak mnie mierzi

wskutek tego minimalizuję ilość pakowanych klunkrów. Efekt: ciuchów swoich biorę na styk, i jak mi się coś ponadplanowo ubrudzi/przepoci to pożyczam od męża

oraz wysłuchuję, że wyglądam niekobieco i ciągle tak samo (no bo po co pakować szpilki, skoro jadę w trampkach i pasują one do większości rzeczy, etc

). Śmiesznie było kiedyś na wyjeździe wspólnym z K. bratem i bratową. Bratowa ciągle w innych łachach, przebierała się po 2-3 razy dziennie, z butami i torebkami włącznie. Kuba się zachwycał, jaka to ona kobieca itd. A potem zobaczył, jakie walizy-szafy gdańskie oni taszczą. Mina - bezcenna

(to pisała jednostka, która na 4-dniowy pobyt w Tatrach w weekend majowy potrafi się spakować w plecak wielkości przeciętnego szkolnego plecaka. Z ręcznikiem, apteczką i kubkiem włącznie)